Przypominam – chociaż może niektórzy się obrażą, że przypominam – że jesteśmy (dumnymi) dziedzicami europejskiej tradycji chrześcijańskiej, wyrosłej z tradycji biblijnej, by nie powiedzieć, żydowskiej, a trochę greckiej i rzymskiej.
Naszą kulturę przez wieki kształtowała Ewangelia i nauka Kościoła. Czy ktoś chce, czy nie chce tego przyznać. Z nich też wywodzimy swój stosunek do śmierci i do zmarłych.
Ludzie pamiętają swoich zmarłych. Tym się różnią od zwierząt. Polacy pamiętają swoich zmarłych bardziej niż inni. I mają – chyba- szacunek do tych, co odeszli. Szacunek szczególny, który przystoi nawet nie temu, czym zmarli byli za życia, ale temu, że są zmarli. Jak to się dawniej mówiło: „są już na sądzie Bożym”.
I z tym związane jest, i z tego może wynika powiedzenie, że o zmarłych dobrze, albo wcale. Dotyczy to tylko tych zmarłych przez chwilą, i tych, którzy nie wpisali się w pamięć społeczną. A o tych, którzy zmarli dawniej, a byli ludźmi znanymi, mówi się, że podlegają sądowi Boga i Historii.
I do niedawna wydawało się to tak oczywiste, że aż bolało, kiedy by o tym przypominać. Ale przestało być oczywiste. Przestało być za sprawą………no właśnie, za jaką sprawą? Dlaczego?
Co się zmieniło w tych ostatnich miesiącach, że nawołuje się do tworzenia kapturowych sądów, które będą sądziły zmarłych?
Jeśliby chodziło tylko o jeden wywiad dla Polskiego Radia, który udzielił Tadeusz Płużański, prezes Fundacji „Łączka”, nawet jeśli postać znana i opiniotwórcza w Polsce (dziennikarz wielu prawicowych wydawnictw), to można by sprawą się nie przejmować. Ale widzę po reakcji internautów, także mieleckich, po rozmowach z ludźmi, że pomysł zdobywa popularność i to w różnych kręgach zwolenników PiS.
Pan Płużański postuluje powoływanie trybunałów, który osądzałby żyjących i zmarłych funkcjonariuszy PRL – u. Pal sześć żyjących, często rzeczywiście wartych osądzenia, choć można zapytać, a jaka to kultura (oprócz rewolucyjnych, sowieckiej, francuskiej i in) pozwala byle komu tworzyć trybunały ludowe i osądzać innych? No ale może właśnie zaczęła się rewolucja, a nie wszyscyśmy to jeszcze dostrzegli.
Ale chcą też sądzić umarłych. „Wprowadzimy też możliwość obrony. Nieżyjącym damy obrońcę z urzędu – powiedział Tadeusz Płużański”.
Boże!! Ja wiem, że pycha rewolucjonistów jest zawsze większa nad Boga. Także w tym wypadku. Nawet jeśli kilkanaście dni wcześniej przyjmowaliśmy w Łagiewnikach Chrystusa na Króla i Pana. W Łagiewnikach, w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia.
To teraz chcą tegoż Boga Miłosiernego zastępować w jego wyłącznym prawie sądzenia umarłych. To zwykłe bluźnierstwo. A niektórzy to popierają. A potem co? Po wyroku? Żywych rozstrzelają, a zmarłych wyrzucą z grobów na śmietnik? A może na „Łączkę”?
No chyba że jest jeszcze jeden powód takiego działania. Jeśli można powiedzieć, że „my jesteśmy prawdą”, to można też powiedzieć, że „My jesteśmy Historią”. A wtedy nie ma wchodzenia w „buty” Pana Boga, nie ma bluźnierstwa. Bo Historia ma prawo osądzać.
My jesteśmy Historią?
Żeby nie być posądzonym o polityczny daltonizm nie mogę nie dostrzegać „równoważącego” działania z drugiej strony sceny politycznej. Przytoczę za Rzeczpospolitą (bo GW nie czytam) treść felietonu pana Tomasza Piątka, który na łamach Gazety proponuje, by po odebraniu władzy Kaczyńskiemu, celem przywrócenia praworządności, nowe władze aresztowały, postawiły przed sądem i wtrąciły do więzienia co najmniej kilka tysięcy osób. A te osoby to obecni ministrowie, parlamentarzyści PiS, wysocy urzędnicy, szefowie spółek państwowych, przychylnych władzy dziennikarzy. Krótko mówić, nowa wojna domowa.
Oto do czego prowadzi eskalowanie nienawiści. A może zamiast robić Hiszpanię 1936 lepiej zrobić to, co Hiszpanie zrobili w 1975 roku?
Bo oprócz wyżej przytoczonych, jest jeszcze jedno stare powiedzenie: „Jak kogoś Pan Bóg chce ukarać, to mu rozum odbiera”,
Mam nieprzeparte wrażenie, że teraz Bóg odbiera rozum niektórym nadgorliwym zwolennikom właśnie dziejących się przemian. Jednak nie zapomina także o drugiej stronie sporu politycznego.
A tym samym odbiera rozum wszystkim Polakom. Dlaczego?
I na tym chyba wypada skończyć.
Andrzej Talarek