Wbrew niedawnym prognozom prorządowych propagandystów, jak np. Rafał Ziemkiewicz, Partia rządząca Polską wcale nie zyskała na protestach kobiet, a wręcz przeciwnie, jej sondażowe poparcie spadło na łeb, na szyję.
Jednak nie sondaże Kantar czy innych pracowni mnie tu interesują i nie o nich chcę pisać.
Bo na naszych oczach ma miejsce sondaż najprawdziwszy z prawdziwych. Nie taki, że ktoś dzwoni do wybranej grupy 1000 osób, gdy ankietowany może powiedzieć prawdę, albo i nie, bo ani jedno, ani drugie nie zmusza do jakiegokolwiek wysiłku i nie niesie z sobą jakiegokolwiek ryzyka.
Jesteśmy świadkami czy uczestnikami sondażu, w którym wielka część społeczeństwa wyraża swą opinię w sposób fizyczny i fizycznie zdeterminowany. Nie licząc się z konsekwencjami, które to może za sobą pociągnąć.
I wyniki tego sondażu są porażająco negatywne i dla Partii rządzącej, i dla Kościoła.
Przy czym – i to jest już moje dedukowanie z oglądu sytuacji – PiS stracił we wszystkich grupach społecznych, choć najbardziej wśród ludzi młodych, natomiast Kościół stracił głównie u młodych, których zresztą, jak się wydaje, i tak już sobie odpuścił, więc pewnie za bardzo się tym przejmował nie będzie. Choć o katastrofalnych skutkach tego „odpuszczenia” dla przyszłości Kościoła, będę pisał dalej.
Kościół już od dłuższego czasu wszedł w okres „ewangelizowania” społeczeństwa przy pomocy sił partii rządzących Polską, a od pięciu lat przy wzmożonej bardzo pomocy Partii tą Polską samowładnie rządzącej.
Wydawać by się mogło, że takich warunków do ewangelizowania – głównie ludzi młodych – jakie ma Kościół w Polsce, nie ma żaden Kościół europejski. Lekcje religii w szkołach, do niedawna społeczna presja na uczestniczenie w takich lekcjach, wolne na czas rekolekcji, wielkie uroczystości pierwszej Komunii, dobrze opłacani przez państwo katecheci i wiele innych, stanowią wyróżnik w porównaniu z państwami Europy i Zachodniej, i Środkowej, jak np. Czechy.
A jaki jest efekt? Ano taki, że polska młodzież laicyzuje się najszybciej na świecie. A w polskich kościołach młodych ludzi prawie nie uświadczysz.
Ale gdyby tylko młodzież. Dojrzali ludzie też coraz rzadziej do kościoła chodzą.
Co w tej sytuacji się dzieje? Jaki jest pomysł na przekonanie społeczeństwa do prawd Ewangelii? Bardziej intensywne ewangelizowanie? Nie. Jest nim wykorzystanie partii rządzącej do realizacji celów ewangelizacyjnych. Gdy kończy się to wspólnymi tańcami rządu u ojca Rydzyka, można by się tylko roześmiać. Gdy, zamiast przekonywania społeczeństwa do przykazania „nie zabijaj życia poczętego”, używa się wpływu na Partię rządzącą do zmiany prawa, wymuszającego realizację tego przykazania przez wszystkich obywateli, wierzących i niewierzących, to taka ewangelizacja kończy się na ulicy protestami i jeszcze większym spadkiem poparcia i dla Kościoła i dla głoszonych przez niego prawd.
Protestujące kobiety mówią o „piekle kobiet”. Dla nas starych, pamiętających w jakich warunkach rodziły i wychowywały swoje dzieci nasze matki, takie sformułowanie jest z gruntu nieprawdziwe, ba, że użyję niemodnego dzisiaj słowa, bluźniercze.
Co dzisiejsze, pięknie ubrane, dostatnie dziewczęta i młode kobiety , wiedzą o piekle kobiet sprzed 70 – 50 lat? Ale też co ich to obchodzi? One maja swoją wizję świata i swoją wizję piekła. Najczęściej jest to piekło tu i teraz, nieważne, jak bardzo dotkliwe.
Bo – jak się wydaje – księża katecheci zupełnie nie potrafili przekonać młodych ludzi do wizji piekła, którą oni głoszą. Jaka ona jest na dzisiaj, nie wiem, bo mnie jeszcze uczono o płomieniach, w których palą się grzesznicy, a teraz, gdy nauka, kosmologia, fizyka, biologia, poszła tak daleko, pewnie ta wizja się zmieniła.
Swoją drogą nieumiejętność zaadoptowania zdobyczy współczesnej nauki przy nauczaniu Kościoła, jest pewnie jedną z przyczyn „rozjeżdżania się” wizji współczesnego świata w wydaniu katechetów i ludzi młodych.
Co będzie dalej? Ano nie wiem. To znaczy wydaje mi się, że wiem. Młodzi ludzie nadal będą od Kościoła odchodzili, tym szybciej, im bardziej Kościół będzie ewangelizował pospołu z Państwem, a właściwie z Partią rządząca Państwem.
I na nic zda się Katechizmowa wizja piekła, której – tak się wydaje – ludzie, nie tylko młodzi, coraz mniej, albo wcale się nie boją.
Więc jak ich zachęcić, zmobilizować do przestrzegania przykazań Bożych? Jak ich otworzyć na prawdziwą ewangelizację? Mało kto wie. Zresztą, czy są katecheci, którzy dzisiaj potrafili to robić? Bo jak się trafi jakiś ojciec Szustak, to cała reszta „tradycyjnego” Kościoła odsądza go od czci i wiary. A sama ewangelizować nie potrafi.
Ostatnie wydarzenia pokazują, że chyba ani Kościół, ani – na pewno – PiS nie wiedzieli, w jakim kraju żyją. Nie wiedzieli, co dla Polaków jest ważne i jak bardzo mogą być zdeterminowani, bo tego „ważnego” dla siebie bronić. Uliczny sondaż społeczny wyraźnie im to pokazał.
Protesty zwane „strajkiem kobiet” zmieniły już na stałe obraz polskiego społeczeństwa, chociaż raczej należałoby powiedzieć, że wydobyły na światło dzienne z zakamarków, ze swoistej podświadomości zbiorowej, takiego zakurzonego magazynu muzealnego, w której przez lata czekał na ekspozycje, tę część jego obrazu, która była skrzętnie ukrywana przed nadchodzącą współczesnością.
Piszę to wszystko nie dlatego, że mi się to podoba, bo mi się nie podoba, ale dlatego, że opisuję to, co się stało i się nie odstanie, niezależnie od zaklęć różnych politycznych i kościelnych szamanów, którzy chcieliby zaczarować rzeczywistość, sprawić, by nadal nie była widzialna.
Ale tego już się zrobić nie da.
Mądry – jak pokazują ostatnie wydarzenia – Lech Kaczyński, bardzo ostrzegał przed zniszczeniem tego kruchego kompromisu. Wiedział, może mu to podpowiedziała jego mądra żona, która nie bała się zabierać głosu w trudnych sprawach społecznych, że będzie to jak wypuszczenie dżina z butelki. A on, raz wypuszczony, już nigdy nie da się zabutelkować i będzie jedynie coraz bardziej ogromniał.
A to oznacza, że za parę lat w miejsce kompromisu będzie zupełna wolna amerykanka.
Ale „sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało”.
Uciekam tu od moralizowana, przedstawiania racji ewangelicznych i konstytucyjnych. One są bardzo mocne. Nie do zbicia na gruncie logicznej dyskusji. Ale tłum, społeczeństwo, logicznie nie dyskutuje.
A ja, nie polityk, ale jednak zarządzający ludźmi, bardzo cenię spokój w społeczeństwie i spokój w firmie. I nigdy nie zrobiłbym „głupoty”, nawet najmądrzejszej, najświętszej i najbardziej uzasadnionej, która by ten spokój zburzyła.
Bo oto właśnie PiS zaczął wstępować do piekła. Politycznego. Przez swoją głupią decyzję.
I tyle.
Andrzej Talarek