Podsumowania Światowych Dni Młodzieży
Minął czas intensywnej pracy ratowniczej na Światowych Dniach Młodzieży, a nadszedł okres podsumowań, ale także gestów uznania ze strony dyrekcji stacji pogotowia ratunkowego w Mielcu skierowanych w stronę ratowników, którzy na tej międzynarodowej ogromnej imprezie podjęli się wymagającego zadania. Paweł Pazdan, dyrektor stacji pogotowia i Wojciech Burkot, zastępca dyrektora ds. lecznictwa, spotkali się by podziękować ratownikom, którzy na Światowe Dni Młodzieży pojechali do ciężkiej pracy.
Czterech ratowników z mieleckiego pogotowia: Jakub Betlej, Adrian Magda, Wojciech Idzior i Michał Augustyn, podjęło się pracy ratowniczej na Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie. Trzech kolejnych ratowników na co dzień pracujących w mieleckiej stacji, Łukasz Szebla, Grzegorz Piwko i Wojciech Machowski, zasiliło szeregi dyspozytorów medycznych i sztabu medycznego, czyli centrum zawiadowczego.
Jak się okazuje, te aspekty, które budziły najwięcej obaw, w praktyce nie zawiodły, a te, o których ratownicy i dyspozytorzy nie myśleli z obawą, wiele komplikowały. Czego najbardziej się obawiali ratownicy? – W obecnej sytuacji panującej na świecie ta myśl o zamachach, bombach gdzieś z tyłu głowy przebłyskiwała. Nie była paraliżująca, ale na pewno wszyscy braliśmy to pod uwagę. Okazało się jednak, że szczęśliwie nic się wydarzyło, a już samo przygotowanie wszystkich służb na taka ewentualność imponowała.
Zachowana była wielka czujność, widać było sprawne działania prewencyjne, ustalone zostały drogi ewakuacyjne itp. – mówi Jakub Betlej, ratownik. Jak dodaje Adrian Magda, można było się było spodziewać problemów między służbami, które w takich warunkach nieczęsto współpracują aż tak ściśle. – Ale naprawdę współdziałanie było wzorowe. Tak policja, straż, jak i BOR, a nawet harcerze starali się pomagać nam i sobie wzajemnie.
Eskortowali nas, kiedy trzeba było błyskawicznie dotrzeć na miejsce, dbali o to, by w miejscach pełnych pielgrzymów nie było niepożądanych samochodów, a nawet, kiedy służby medyczne miały pracę przez wiele godzin bez przerwy, to właśnie inne służby, w tym harcerze, zadbali o to, by na miejsce intensywnych działań dostarczyć nam posiłek czy wodę – opowiada Magda.
– Ogólny obraz był bardzo pozytywny biorąc pod uwagę ogrom przedsięwzięcia i brak doświadczenia naszego kraju w organizowaniu aż tak wielkiej imprezy. Na pewno były niedociągnięcia, ale one zawsze będą, bo nikt nie jest w stanie przewidzieć wszystkiego. Nasze ekipy nie zetknęły się z żadnym problemem, który by uniemożliwił czy jakoś znacząco utrudnił pracę. Wrażenie robiły np. szpitale polowe zorganizowane wzorowo, z częścią chirurgiczną itp.- podkreśla Wojciech Idzior. – Ktoś również dobrze przemyślał formularz, na którym zbierane były dane medyczne.
Był on wielojęzyczny, zawierał użyteczne pytania, schematyczną postać osoby, na której można było zaznaczyć miejsca, które bolały itd. – dodaje Michał Augustyn. Ratownicy podkreślają, że złożonej i niezwykłej atmosfery Światowych Dni Młodzieży nie sposób łatwo oddać. Z jednej strony niebywały widok półtora miliona śpiących ludzi, śpiwór przy śpiworze, z drugiej szalejący Hiszpanie, którzy śpiewali, tańczyli, spontanicznie dziękowali ratownikom. I między tym wszystkim ciężka praca i maksymalna koncentracja.
Co zaskoczyło nieprzyjemnie? Komunikacja, bo setki informacji wchodziło na dwa kanały nakładając się na siebie. – Sądzę też, że wiele osób nie do końca zdało sobie sprawę, na jakie wydarzenie się wybiera i nie mierzyła sił na zamiary. To był dla nas szok. Wydawałoby się, że kto jak nie pacjent zadba o swoje sprawy najlepiej, ale często to właśnie pielgrzymi stanowili dla siebie największe zagrożenie – zauważył Jakub Betlej. – Na duże problemy uskarżały się np. kobiety w wysokiej ciąży, czy osoby, które już przybyły do Krakowa z poważnymi złamaniami nóg albo ciężkimi chorobami.
Wiadomo, że warunki były wyczerpujące nawet dla osób w pełni sił, a co dopiero dla takich, które powinny się oszczędzać. Sądzę, że narażały nie tylko siebie, ale i innych, którzy czekali w dłuższej kolejce na pomoc, bo ta musiała zostać udzielona pacjentom mogącym przewidzieć swoje kłopoty. Z drugiej strony to indywidualna decyzja każdego człowieka, a dla nas nowa wiedza o wielkich imprezach – mówią.
Swoimi wrażeniami podzielili się również dyspozytorzy. – To, co się sprawdziło to współpraca z tłumaczami. Wezwania obcojęzyczne wymagały rozmowy trójstronnej, co w praktyce wcale nie oznaczało chaosu, czy nieporozumień. Dbając o koncentrację i spokój, można było przeprowadzać wywiad medyczny bardzo sprawnie i skutecznie bez względu na język ojczysty wzywającego – mówi Grzegorz Piwko.
Co innego go zaskoczyło? – O rozmiarach wyzwania ratowniczego niech świadczy fakt, że najpierw w dyspozytorni jednocześnie siedziało 4 dyspozytorów i 1 statystyk, a w końcu około 10 osób, bo ciągle nas brakowało – mówi Grzegorz Piwko.
– Jesteśmy bardzo dumni z tego, że nasze karetki mogły brać udział w takim przedsięwzięciu, oczywiście z tego, że osoby związane z nasza stacja, tu praktykujące także pokazały się z tak dobrej strony. Będziemy chcieli na pewno, aby ta zgromadzona wiedza została przekazana pozostałym kolegom ratowników z mieleckiego pogotowia – mówił Paweł Pazdan, dyrektor mieleckiego pogotowia ratunkowego wręczając dyplomy uznania.