Jak to fajnie, jak trendy, jak ewangelicznie (prawie) jest być oszczędnym.
I takimi właśnie okazali się mielczanie.
Zamiast wydać 3 mln złotych na walkę – zupełnie bezskuteczną – z komarami, nie wydali ich, drapiąc się w głowę, uda i karki.
Oprócz zaoszczędzenia pieniędzy uratowali życie dziesiątków lub setek tysięcy pszczół, które teraz – zamiast martwe leżeć na ziemi – zbierają resztki miodu z kwiatów, żeby go nie zabrakło na stołach.
Idąc śladem wcześniejszych pomysłów, zaproponuję, żeby część z tych zaoszczędzonych pieniędzy wydać na budowę budek lęgowych dla jerzyków. Można by zamówić kilka tysięcy kompletów do składania i dać je na zajęcia techniczne (są jeszcze takie?) uczniom szkół podstawowych do montażu.
Dzieci poczułyby się dowartościowane tym, że robią coś dla innych, podniosły by swoją sprawność manualną, nauczyły się przy okazji i o jerzykach, i o komarach.
I wszyscy byli by zadowoleni.
Prócz komarów, które w przyszłym roku zamieniły by się w pokarm dla jerzyków.
A władzom gmin mieleckich pozostałoby wyszukać odpowiednie miejsca i zamontować budki. Nie kosztowałoby to wiele.
Proponując powyższe wiem, że mój pomysł się nie ziści. Nikomu z urzędników nie zechce się ruszyć, bo go zainicjować i poprowadzić.
Komary zdechły, rozkapryszony elektorat mielecki przestał się drapać i narzekać, w związku z powyższym temat zdechł. Jak komary.
Że wróci za rok?
Ano wróci. Ale już będzie po wyborach.
